piątek, 5 czerwca 2015

Stres, strach.. i poród

Mój pierwszy poród był wymarzonym porodem. Nie pamietam praktycznie nic. Pamiętam śmiechpamiętam ze po cc kiedy się rano obudziłam byłam pełna energii. Jednak jak to mówią poród porodowi nie równy.

Pierwsza cc była z zaskoczenia, ta była tak jakby planowana. Na ostatnim skanie dowiedzieliśmy się ze mała myszka musi wyjść juz na ten nasz świat. Lekarz wyjął kalendarz i zaczął szukać wolnego terminu. W mojej głowie ekstytacja i jedna myśl 'Boże! Zaraz rodze.' Lekarz określił termin 26 maj godzina 7 rodzimy! I przyszedł ten dzień. Kuba spał u dziadków, my wstalismy, sprawdziliśmy jeszcze raz torby, wszystko jest, wyjechaliśmy i czym bliżej szpitala tym większy stres. A przecież wiedzialam juz tak bardzo prędzej. Ale tego się uniknąć nie da, możesz być przygotowanym a i tak będziesz się stresować.  Przecież to operacja. Weszliśmy,  dostaliśmy pokój i czekaliśmy... Czekanie, najgorsze co może być. Mieliśmy być pierwsi do cc, kolejka? Śmieszne prawda, jednak taka jest rzeczywistość,  czekasz. Byliśmy trzeci, przygotowanie, szpitalna piżama i inne naklucia. Pojechałam na sale. Najbardziej czego się bałam?  Znieczulenia w kregoslup, choć nie wiedzialam co mnie jeszcze czeka. Naprawdę znieczulenie nie było tragiczne, tyle strachu a było do zniesienia. Lekarze sprawdzali czy nic nie czuje i nie czułam. Można powiedzieć ze tak myślałam, jak to dobrze ze za nim rozcinaja jeszcze raz sprawdzają czymś.  Nie wiem co to było, nie widzialam. Pan P siedział obok, rozmawialismy i nagle ból.  Ból który był straszny. Jednak na szczęście nie było to cięcie. I co dalej? 'Musimy Cię uśpić,  znieczulenie nie zadziałało.' Ta dam, wtedy to już nie zdolalam opanować stresu i strachu. Pan P musiał wyjść,  pierwsze podejście do uśpienia,  nie mogą,  bo zaczęłam panikować i nie mogłam złapać powietrza. Trafiłam na cudowna położna, uspokoiła mnie, chwila rozmowy, podejście drugie, wstrzykneli mi coś w rękę i ostatnie co pamiętam to straszny ból, ból którego nie życzę nikomu. Kiedy wybudzilam się na sali pooperacyjnej nie mogłam skojarzyć gdzie jestem. Maska na twarzy i uczucie ze nie mogę się ruszyć.  Na wysokości moich oczu starsza kobieta która wyglądała jakby miała zaraz umrzeć i znowu uczucie strachu. Gdzie jestem? Co ja tu robię? Gdzie moje dziecko? Glowa w bok i widzę moja położna. Strach minął, po godzinie dostalam sale, a tam przywieźli moja mała kruszynke. Zuzanna 2170g ciałka do kochania <3

Tak to wyglądało. Było strasznie, ale na pewno szybko zapomnę. W porównaniu z pierwszym porodem, drugi mnie przerósł. A wiąże się to z tym o czym napisze w kolejnym poście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz